_______________________________

To niezwykłe miejsce, tu nie znajdziesz ludzi tylko...no właśnie. Kogo?

Musiałeś bardzo długo wędrować, skoro dostałeś się aż tutaj. Z początku miejsce nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot zwykłe rozległe tereny otoczone ogromnymi, starymi drzewami, które wkradają się swymi cieniami w najmniejsze zakamarki. Idziesz krętymi ścieżkami i tak na prawdę nie wiesz, gdzie Cię one powiodą. Podróżując tędy możesz natrafić na wszystko: bujne lasy, jeziora, urwiska, uroczyska. Nawet do wiekowego parku, w którym spotkać możesz nieznajomych. Panuje tu pokój, szacunek i wolność. W sercu tego wszystkiego stoi wielkie zamczysko. Stajesz przed nim i myślisz, iż pewnie jest opuszczone. Ale to tylko pozory, bo mury tej budowli tętnią życiem i są przesiąknięte magią...

Zajrzysz do środka? A może zostaniesz na dłużej? Jednak wiedz, że tutaj królują stworzenia magiczne, które zwykłych ludzi nie tolerują...

_______________________________

4 września 2012

Triple soul in one body.


Caramaye|Shunkaha Napin|Kobieta|Wilkołak|21|Plemię Lakotów

Jej imię brzmi Caramaye. Nazwiska nie posiada, bo po co jej. W wiosce Lakotów, gdzie się wychowała, Wódz nadał jej przydomek Shunkaha Napin, co w ich języku tłumaczy się jako Wilczy Naszyjnik. Czemu akurat tak, dowiecie się w swoim czasie. Z wyglądu wysoka (178 cm) dziewczyna, o długich falujących włosach koloru cynamonu i zielonych oczach okolonych długimi, gęstymi rzęsami. Charakterem, spokojna, zrównoważona, jednak lubiąca zaszaleć. W jaki sposób? Z pewnością się dowiesz. Jest odważna, mądra, spontaniczna. Zawsze mówi prawdę. Jest szczera aż do bólu, ale nie nadużywa tego. Ma romantyczną duszę. Mężczyźni mają prostą drogę do jej serca. Ale niech się zdarzy, że zostanie skrzywdzona, wtedy bieda im. Staje się mściwa i bezlitosna. Wychodzą z niej najgorsze cechy. Lepiej jej nie podpaść. Resztę pewnie poznasz z upływem czasu.
Mimo, że w jej żyłach nie płynie indiańska krew, ona w pełni czuje się Indianką. Dlaczego?

Jeden z wojowników o dźwięcznym imieniu Tatanka Ohitika (Odważny Byk) znalazł ją w spalonej przez inne plemię wiosce białych. Leżała w wiklinowym koszyku i kwiliła. Cudem przeżyła. Mężczyzna zabrał ją i poszedł do wigwamu Wodza. Pokazał zawiniątko. Zapadła decyzja. Tatanka Ohitika i jego żona będą się opiekować małą...

I tak Caramaye wyrosła na śliczną dziewczynę. Jednak wcale nie interesowało jej wyprawianie skór, szycie koszul i pranie brudnych ubrań w potoku. Wolała całymi dniami jeździć po preriach konno, strzelać z łuku i polować. Częstokroć była lepsza od nich. Była isntym utrapieniem przybranych rodziców. Ale kochali ją bardzo. Ojciec za zgodą Wodza uczył Mayę nowych rzeczy. Zabierał ją na dalekie wyprawy i opowiadał różne historie. Chłonęła je jak gąbka. Nie mogła się doczekać następnej i następnej...i tak upływały lata, aż nadeszły 17 urodziny Mayi...

W letnią noc, gdy oświetlał księżyc w pełni, odbył się Rytuał Przejścia. Caramaye musiała udowodnić, że nie jest już dziewczynką tylko dojrzałą kobietą. I to jeszcze na dodatek wojownikiem...kiedy ukończy wszystko pozytywnie, Wódz przydzieli jej ducha.
Maya została wojowniczką, dzięki swej odwadze, mądrości i sile. Nadeszła pora na najważniejszą część rytuału. Była podekscytowana. Na środku wioski paliło się wielkie ognisko. Przy nim siedział Wódz, Rada Plemienia i Wojownicy. Tatanka Ohitika przyprowadził Mayę. Rada zaczęła przemawiać...potem zaczęły się pieśni. Najstarszy z Rady zaczął coś wrzucać do ogniska. Dziewczyna dziwnie się poczuła. Zapadła w dziwny trans. Gdy tak leżała, nagle nad nią pojawiły się duchy różnych zwierząt: jeleni, bizonów, zajęcy, wilków. Jeden z nich wyraźnie się zbliżał do nieprzytomnie leżącej Caramaye. Był to szary wilk. Ale coś było nie tak, bo za nim podążał arktyczny o srebrnej sierści. Oba w tym samym czasie wniknęły w Carę. Jeden i drugi miały w pyskach naszyjniki...

Gdy odzyskała przytomność, podniosła się z ziemi i potrząsnęła głową. Szumiało jej w uszach. Spojrzała najpierw na Wodza, potem na Radę Plemieną, a na końcu na swego Ojca. Nie wiedziała co do końca się stało. Miał być jeden duch, a wniknęły w nią dwa. Spojrzała na swoją pierś...Naszyjniki. Nazaku (Odwaga) i Malayupe (Przypadek).

Dopiero później miała okazję się przekonać, że może zmieniać swoją formę. Zależało to od okoliczności. Raz przybierała postać szarego, a raz arktycznego wilka. Przydarzyło jej się to, gdy wyruszyła na wyprawę. Opuściła wioskę Indian Lakota. Swoją rodzinę. Była ciekawa świata. Obiecała jednak, że wróci...Obietnicy zamierzała dotrzymać.
Wróciła...ale nie zastała nic. Z wioski została kupa popiołu. Zsiadła z konia i opadła na kolana w miejscu, gdzie stał wigwam, w którym mieszkała. Ze łzami w oczach zaczęła grzebać dłońmi w popiele. Nagle natknęły się na jakiś przedmiot. Wyjęła go. Był to nóż ojca. Przeszukała resztę zgliszcz. I tak znalazła sporo przedmiotów, które należały do członków Plemienia. Pamiątki po tragicznie zmarłych. No cóż historia lubi zataczać swe koło. I niestety ją to spotkało. Straciła dwa razy rodziców.

21 letnia dziewczyna przemierzała równiny, góry i lasy w podróży życia. W siodle była już od kilku dni...Z gór zjechała w jakąś nieprzebytą knieję. Ogier szedł nitką wąskiego traktu, który wił się między drzewami. Nagle Cara dostrzegła majaczący w oddali mur. Spięła konia i pojechała w tamtą stronę. Jakie było jej zdziwienie, gdy trafiła do wielkiego zamczyska. Wjechała na dziedziniec i spojrzała w górę na wieże, baszty i flanki...I tak oto znalazła się w Hope for Magic.

Bruklang - ogier Caramaye. Jest do niego bardzo przywiązana.
Tayoos - znalazłam go, gdy spacerowałam po lesie. Postanowiłam się zaopiekować malcem.

(Witam serdecznie. Karta może troszkę ulec zmianie. Jeśli chodzi o wątki, to jestem chętna. Wystarczy zacząć)

7 komentarzy:

  1. Chłopak rozchylił niechętnie powieki, a jego oczom ukazał się ozdabiany sufit, z którego zwieszał się dość spory żyrandol. Przymknął delikatnie oczy, po czym zasłaniając ręką usta, ziewnął. Czym prędzej wstał z łóżka, po czym od razu udał się po ubranie. Kiedy już się przyodział, poprawił trochę niesforne włosy, wyszedł ze swojego pokoju, typowym, przyspieszonym krokiem idąc po holu. Oblizał delikatnie różowe usta, po czym minął pokój Caramaye, jednak po chwili stanął, by zaraz zawrócić z powrotem. Stanął w progu, zerkając na nią jak gdyby nigdy nic. Językiem ponownie delikatnie przesunął po górnej wardze, uśmiechając się na widok znajomej mu osoby. - Dzień dobry, Caramaye. Jak się miewasz? - Zagadnął krótko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi również nie najgorzej się spało.. - Przeciągnął się, obserwując poczynania dziewczyny. Kiedy chwyciła go za rękę i poczęła tak lecieć do salonu, uśmiechnął się lekko, podążając za nią. Nawet nie próbował się stawiać. Siedząc na krześle, poprawił się, kładąc ręce na stole. Obserwował tak sobie dziewczynę, bawiąc się kosmykiem włosów. Odetchnął ciężko, a kiedy usłyszał pytanie, zastanowił się przez krótką chwilę. - Obojętnie, byle z mlekiem. - Pokiwał głową, gdy delikatny uśmiech znów zagościł na jego twarzy. Chłopak jeszcze do końca się nie obudził, więc pewnie przyda mu się dobra kawa z samego rana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brunet uśmiechnął się nieznacznie, przymykając lekko powieki. Nie tracąc z ust uśmiechu, wyglądał dość uroczo. - Staram się obudzić... Żeby się tylko wszystko chciało, tak jak się nie chce... - Zaśmiał się cicho, patrząc po meblach i starych, pokrytych różnorakimi wzorami, podniszczonych ścianach. Przesunął ręką po najbliższej wyrzeźbionej na ścianie ozdobie, po chwili ocierając palce o rozpiętą bluzę. Gdy dziewczyna znów do niego podeszła, ułożył lewą rękę w kieszeni, a na drugą naciągnął rękaw, po czym wziął kubek, ostudzając nieco kawę. Zanim się napił, trochę się z tym pomęczył. Oblizał usta i spojrzał na dziewczynę, po czym pokiwał głową w geście zgody. - Chętnie z Tobą pójdę. - Powiedział po chwili.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wsłuchując się w jej melodyjny głos, siorbał sobie jeszcze kawę. Rzadko kiedy smakował tego napoju, z racji tego, że kojarzył mu się z zabieganiem, czy obowiązkami, których jako - tako od ostatnich czasów nie posiadał. - Raczej nie jeżdżę konno, ale jeśli na Twoim koniu miejsca dla dwojga wystarczy, to się skuszę. - Odpowiedział jej, odrywając się od kubka. Raczej nie często dobrze dobierał słowa, przynajmniej nie kiedy sytuacja tego nie wymagała. Z rana z resztą mógł brzmieć dość nieskładnie. - I na wzajem, moja droga. - Posłał ku niej przelotny uśmiech, po czym również wziął jednego tosta, zaczynając pospiesznie go jeść. Dlaczego się tak spieszył? Gdyby tylko sam znał odpowiedź... - Również się cieszę, że Ci się tu u nas podoba. Sądziłem, że raczej mało kto zechce tu zostać, tak więc dobrze, że Ty tu jesteś. - Przybliżając się nieco do niej, wyszeptał jej do ucha, po czym ponownie lekko się uśmiechnął.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odwzajemnił jej uśmiech, przecierając ręką zaspane jeszcze trochę oczy. Zamrugał kilka razy, przeciągając się. - W takim razie może być koń. - Powiedział, bawiąc się swoimi włosami, co często mu się zdarzało. Słuchał jej, uśmiechając się bez przerwy. - Cieszę się, że mogłem Ci dać coś, co Cię uszczęśliwiło. - Powiedział z czułością w głosie, wlepiając w nią spojrzenie oczu, które błyszczały lekko, tak jak zazwyczaj.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, poczekam na Ciebie. - Uśmiechnął się, obejmując dziewczynę w pasie. Po chwili puścił ją, by mogła spokojnie pójść po wszystkie potrzebne rzeczy. Sam poprawił grzywkę i zaraz ruszył długim korytarzem w stronę drzwi, czekając na ukochaną. Oparł się o ścianę i począł rozmyślać o wszystkim na raz. W jego głowie kłębiło się sporo myśli, które w sumie razem wzięte nie miały chyba najmniejszego sensu. Czekając tak na dziewczynę, wpatrywał się w sufit. Kiedy posłyszał w końcu jej delikatne kroki, oderwał się od ściany, patrząc na nią z tym samym uśmiechem co zawsze. Widząc jak dziewczyna wychodzi, ruszył za nią, starając się dotrzymać jej kroku. Kiedy oboje znaleźli się przy jej koniu, chłopak zlustrował zwierze spojrzeniem. Rzadko kiedy miał z nimi do czynienia. - No to teraz mów co i jak, bo ja nie bardzo znam się na koniach. - Zaśmiał się, wkładając ręce do kieszeni bluzy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chłopak obudził się w środku nocy. Myślał, że da radę zasnąć ponownie, jednak po kilku godzinach zdecydował, że nie ma sensu próbować. Usiadł na brzegu łóżka, lecz zaraz wstał z niego i wyszedł z pokoju, zamykając cicho za sobą drzwi. W zamku było cicho i większość prawdopodobnie spała, więc ruszył pospiesznie na dół, by tylko wyjść na zewnątrz. Zwrócił się w kierunku lasu, lecz zanim zagłębił się między rzędy drzew, przybrał wilczą postać i zaczął iść. Nie spieszył się, kroczył powoli, nasłuchując tylko liści szeleszczących pod jego łapami. W końcu znalazł się na polanie. Rozejrzał się, przyglądając się złotymi ślepiami każdej rzeczy. Zauważył postać. Od razu ją rozpoznał, westchnął cicho, lecz i tak lekko się uśmiechnął. Podszedł do dziewczyny i usiadł zaraz obok, a jego wilcze ucho poruszyło się lekko. Po chwili przybrał swą normalną postać. - Witaj, Caramaye. Nie powinnaś być teraz w zamku? - Spytał z niepewnością, patrząc wciąż na nią.

    OdpowiedzUsuń