_______________________________

To niezwykłe miejsce, tu nie znajdziesz ludzi tylko...no właśnie. Kogo?

Musiałeś bardzo długo wędrować, skoro dostałeś się aż tutaj. Z początku miejsce nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot zwykłe rozległe tereny otoczone ogromnymi, starymi drzewami, które wkradają się swymi cieniami w najmniejsze zakamarki. Idziesz krętymi ścieżkami i tak na prawdę nie wiesz, gdzie Cię one powiodą. Podróżując tędy możesz natrafić na wszystko: bujne lasy, jeziora, urwiska, uroczyska. Nawet do wiekowego parku, w którym spotkać możesz nieznajomych. Panuje tu pokój, szacunek i wolność. W sercu tego wszystkiego stoi wielkie zamczysko. Stajesz przed nim i myślisz, iż pewnie jest opuszczone. Ale to tylko pozory, bo mury tej budowli tętnią życiem i są przesiąknięte magią...

Zajrzysz do środka? A może zostaniesz na dłużej? Jednak wiedz, że tutaj królują stworzenia magiczne, które zwykłych ludzi nie tolerują...

_______________________________

22 września 2012

Dobrze widzi się tylko sercem...

Pandora Mia Eleoriss.
Kobieta ♣ 20 lat ♣ 25 czerwca ♣ 55 kilogramów ♣
168 centymetrów ♣ Milihiore, lisołak ♣ Abraham, demon ♣

Historia.
 Syberia. Dwadzieścia lat temu w pewien chłodny czerwcowy wieczór, narodziła się dziewczynka, której imię nadano Pandora, ta która spowodowała nieszczęście. Nie była oczywiście ich jedynym dzieckiem. Poprzedzało ją trzech synów państwa Eleoriss - Harris, Edward oraz Gabriel. Pandora dogadywała się z nimi idealnie, dlatego nie dziwmy się, że wyrosła na takiego chłopaka z damskim wyglądem. Młoda panienka nie ma nawet nad czym się użalać. Nie było jej źle w rodzinnym domu, póki jej mamuśka nie wymyśliła sobie by zrobić z dziewczynki idealną damę. Tak też się stało. Pandora ukończyła siedem lat i łaziła z książkami na głowie oraz jadła przywiązana do krzesła by się nie pochylała do łyżki. Komiczne czyż nie? Jeżeli chodzi o jej życie nie ludzkie....było dość zabawne. Dziewczyna w postaci lisa kradła rzeczy ze straganów i z łatwością uciekała policji. Była wtedy jeszcze dość mała... Potrafiła godzinami przesiadywać w lesie i kłócić się z tamtejszymi lisami. Ukończyła szkołę aż do liceum, ale praktycznie prawie nigdy nie było jej na lekcjach. Wychowywała się i żyła w Rosji na Syberii.

Charakter.
 To osoba z która jest przepełniona cudowną, optymistyczną energią. Kiedy poczuje się w jakimś towarzystwie bardzo dobrze, wtedy nie sposób się z nią nudzić. Jest wesoła i uwielbia robić dowcipy ludziom oraz uciekać przed policją nawet przez całe miasta. Nie raz okradła targi, ale jakoś władze są zbyt głupie by to jeszcze rozszyfrować, a przecież robi to również po postacią ludzką. Wywija się z każdych obowiązków domowych, używa do tego najczęściej głowy oraz trochę sprytu, choć niełatwo oszukać lisich pobratymców. Nie jest najlepszą osobą do zwierzania się. Problemy które dręczą przeciętne dwudziestolatki, jej jakoś nie dotyczą i rzadko umie postawić się w czyjejś sytuacji. Wspólny język to chyba każdy z nią odnajdzie, jest dość towarzyska i nienawidzi monotonności.

Wygląd.
 Jako człowiek ma średniej długości brązowe włosy i ciemne oczy. Malinowe usta doskonale współgrają z jasną cerą i delikatnymi piegami. Uwielbia podkreślać swoje oczy delikatnym, ciemnym makijażem. Włosy często spina w kitkę, choć zdarza się jej zaszaleć z rozpuszczonymi. Na specjalne okazje upina je w eleganckiego koka. Ubiera się normalnie, tak jak jej się podoba, nie tak jak nakazuje moda. Uwielbia za to sukienki. Czuje się w nich swobodnie i przewiewnie. Raczej nie używa butów. 
 Lisem to jest iście nienormalnym. Futro maści brązowo-rudej, podpalany pysk, łapy i koniec ogona. Nie ma u niej żadnych białych odmian. Wielkością jest równa z niemieckim kucem wierzchowym. Czyli jest całkiem spora, choć drobna jak na swój wiek.

Talenty.
 A więc jest Panią Żywiołów. Po odpowiednim szkoleniu osoba z tym talentem powinna doskonale panować przynajmniej nad jednym z żywiołów. Pandora stwierdziła iż nauka jest męcząca i odmówiła chodzenia do akademii. Nie można powiedzieć, że jest beznadziejna, ale daleko jej do doskonałości. Każdym żywiołem może zadać dość bolesne rany, ale nie tak mocne, by zabić. Jest z siebie dumna i raczej nie oczekuje od siebie więcej, niż bynajmniej umiejętność zabicia tym talentem wrogiej jej osoby.

Gatunek.
 Lisołaki są owiane tajemnicą. Wiadomo o nich dość niewiele. Mówi się, że w dawnych czasach pewne królestwo było zagrożone wojną ze strony magicznych stworzeń. Zrozpaczony król poszedł z prośbą do wiedźmy, by stworzyła potężnego wojownika. Tak też uczyniła. Z jej czarów i eliksirów powstał Czarny Lisołak, nazywany Arrow. Posiadał on zdolność panowania nad żywiołami, niszczenia psychiki oraz siłę o której nie jeden mógłby marzyć. Lecz owy wojownik nie był zadowolony ze swojego powołania, gdyż chciał wieść spokojne życie. Wiedźma nie przewidziała, że posiadane przez niego ludzkie cechy, będą aż tak górować nad zwierzęcymi. Uciekł. Pod ludzką postacią znalazł miłość swego życia. Ta wiedząc kim jest, nie zrezygnowała z niego. Ale szczęście nie trwało długo, gdyż wojsko wytropiło Czarnego Lisołaka i zawlokło do armi. Arrow pozostawił swoją miłość, Sienę, która była w ciąży. Po dziewięciu miesiącach urodziła trójkę dzieci, cudem uchodząc z życiem. Białą Isabellę, mającą dar władzy nad psychiką, rudego Flynna który posiadał siłę fizyczną oraz brązową Victorię, Panią Żywiołów. Arrow zginął w bitwie, to był koniec potężnego Lisołaka.
 Warto też wiedzieć, że podział ten istnieje do dziś. Lisołaki potrafią sprytem wmówić ludziom kłamstwa, a oni łatwo w nie wierzą. W ludzkiej postaci mogą mieć ogon i uszy, które pomagają im wykrywać wrogów. Wielkość lisołaków zależy od ich z wieku(najstarsze osiągają wielkość wsi, ale oczywiście można samemu decydować jak wielkim chce się stać, nazwijmy to regularnością), no ale są także ogony. Można posiąść ich aż dziewięć w zależności od posiadanych umiejętności i w jakim stopniu jest się zagrożeniem dla otoczenia(Pandora ma zaledwie dwa, więc nędzny z niej wojownik)

Ciekawostki.
♣ Herbatę potrafi pić litrami, szczególnie czarną.
♣ Podejmuje się każdych wyzwań, bo bez ryzyka nie ma zabawy.
♣ Jej bracia nie są lisołakami, u nich gen demona zwyciężył.
♣ W dzieciństwie nazywana per 'on' oraz Łapa.
♣ Gra na pianinie i brzdąka na gitarze elektrycznej oraz czasem śpiewa.
♣ Jedyny sport jaki uprawia to wyścigi psich zaprzęgów i jazda konna.
Liar, to jej ukochany ogier, a Hunter czołowym psem którego uwielbia(resztę załogi pożycza od rodziny).
♣ Najbardziej lubi posługiwać się ogniem, piroman z niej.
♣ Boi się statków, oceanów i głębokości przez film 'Titanic'.
♣ Cztery razy próbowała 'zafarbować' się na biało, ale po jednym dniu farba całkowicie z niej schodziła.
♣ Uwielbia Hamtaro, bajkę którą oglądało w dzieciństwie(no dobra może trochę później, ciiii, to tajne).

7 września 2012

The rest is si­len­ce.


Nadzieja umiera ostatnia. A reszta jest milczeniem. Ponoć.
Kopyta stukały o bruk. Z mokrej, jakby foczej sierści kapała woda, wilgotny, posklejany ogon uderzał o boki. wykładanym kostką brzegiem jeziora szedł koń, zupełnie niczym się nie przejmując. Z pyska kapała mu świeża krew. Spowijający go odór posoki był tak siny, że nawet much nie śmiały zbliżyć się bardziej niż na metr. Miał spokój.

Kilka żaglówek stojących na tafli jeziora skrzypiało złowrogo. Na plaży było zupełnie pusto, tylko kilka zerwanych, policyjnych taśm trzepotało na wietrze. Kilkanaście zatonięć w ciągu dwóch tygodni nie wróżyło najlepiej, jeżeli chodzi o szczęśliwe spędzenie wakacji, jakie przed tragediami oferowała miejscowość. Ludzie mówili, że w okolicy nikt podejrzany się nie kręcił, a w jeziorze nie ma nawet ryb,  tylko konie z pobliskiej stajni używały go czasami jako wodopoju...

"Kości, znalezione przy brzegu, należą prawdopodobnie do dwóch chłopców, dwunastoletniego i piętnastoletniego"
Krzyczały nagłówki gazet, ale nikt nie wiedział, skąd pochodzą. Ot, to przecież porządna, szkocka miejscowość...
Miłośnicy teorii spiskowych i innych bzdur tego typu twierdzili, że to Nessie jakimś cudem przedostała się do ich jeziora. Coraz więcej ludzi to potwierdzało, chcąc jakoś wytłumaczyć sobie koszmar. A koń tym czasem...

...Koń właściwie był klaczą, która przystanęła na chwilę i ziewnęła. I naglę zwierzę, które niemal niczym nie różniło się od najnormalniejszego w świecie, kasztanowatego wierzchowca, zostało potworem. Miało dwa rzędy igiełkowatych zębów, w tym pierwszy rząd dodatkowo wyposażony był w przedłużone kły, długi, rozdwojony na końcu, niebieskawy język oraz podobne barwą podniebienie. Kasztanka wywróciła oczami, tak, że teraz świeciły zielonkawymi białkami, i mrugnęła. Trzepnęła głową, a spod grzywy wyjrzały jej dwa małe, kręcone różki. Rozłożyła niewidoczną wcześniej malutką płetwę na kłębie. Płetwa, z wyglądu przypominająca tycie, smocze skrzydełko, nie służyła właściwie niczemu, acz niewygodnym było trzymać ją złożoną. Każde kopyto zostało trójpalczastą stopą, podobną do tych należących do pierwotnych koni.

Ostatnimi czasy kelpie ewoluowały. Ludzie przestali się nabierać na potwory łażące po brzegach i wypatrujące ofiar, więc magia- czy raczej magiczna ewolucja- musiała coś z tym zrobić. Niesamowita umiejętność kamuflażu sprawiła, że stały się wielkim zagrożeniem- na szczęście dla ludzi bardzo rzadkim. Były stworzeniami wybitnie, ludzko inteligentnymi- i wiedziały co ze sobą zrobić.

Taka właśnie jest Mavenna, o której mowa. Zazwyczaj występuje pod swoją człowieczą postacią- rudej, bladej, zielonookiej dziewczyny o wiecznie wilgotnych włosach, dość kruchej budowie ciała i śmiechu, który do złudzenia przypomina parskanie albo rżenie. Raczej małomówna i dość skromna, Mava niechętnie mówi o sobie. Niewielu ludzi lubi mięsożerne konie.
Nie ma nazwiska- Nazywana jest zazwyczaj Mavenną z Dunblane, albo przez kilku magicznych znajomych Mavenną z Dun Bhlathain [które to określenie z resztą woli i tak się przedstawia]. Ile ma lat- nie wiadomo. Kelpie zazwyczaj uznawane były za nieśmiertelne, a skoro dziewczyna wybiera wybitnie gaelicki sposób przedstawiania się, i mówi z silnym, szkockim akcentem- można by przypuszczać, że jej historia ginie w mrokach dziejów. Aczkolwiek trzyma się dobrze, bo jako człowiek nie wygląda na więcej niż dwadzieścia lat.

Jako Kelpie Mava najzupełniej nad sobą panuje- wie, co robi, komu to robi i dlaczego- i zazwyczaj ofiary dobiera ostrożnie. Nie zawsze je ludzi- je też ryby, ptaki, dziczyznę. Więc można spać spokojnie, nikt nie zostanie w nocy wypatroszony i spożyty w formie kolacji we własnym łóżku. Znajomym nie zrobi krzywdy, a nawet pozwala im na sobie jeździć, jeżeli tylko nie złamią kręgosłupa przy jej przedziwnym, nieco łosim sposobie galopowania.




6 września 2012

Kill... or be killed.


  Wilgoć unosząca się leniwie w powietrzu zwiastowała rychłe nadejście deszczy. Zakapturzona postać raz po raz unosiła spojrzenie w stronę sklepienia nieba, na którym to zaczęły gromadzić się coraz gęstsze, ciemne chmury. Maszerowała brukowanymi uliczkami niezrażona warunkami pogodowymi i wreszcie przystanęła dwie przecznice dalej przed stalową furtką naznaczoną licznymi rysami. Domek otoczony czarnym płotkiem popadał już w ruinę. Kto by zlecał morderstwo na właściciela tej rudery? Bez namysłu postać przekroczyła furtkę i ruszyła w stronę domu. Drzwi ustąpiły pod naporem jej dłoni wydając przeraźliwe dźwięki świadczące, że dawno nikomu nie chciało się ich naoliwić. Delikatne światełko sączące  się z zakurzonej lampy nagle błysnęło i zniknęło zalewając wiedźmę nieprzeniknioną ciemnością. Minęła chwila nim jej wzrok przywykł do panującego mroku, a jednak ta pozornie krótka chwila przypłacona została silnym ciosem w skroń. Kobieta błyskawicznie schyliła się w obawie przed nastąpieniem kolejnego i czując spływającą powoli po boku krew zaklęła cicho pod nosem. Nie czekając chwili dłużej wysunęła zza pasa wąskie, zakrzywione ostrze i czmychnęła w bok przylegając plecami do ściany. Czymkolwiek było jej nowe zlecenie w ciemnościach miało o wiele większe pole do popisu. Znów nastąpił atak. Tym razem kierując się odgłosami kroków dziewczyna zręcznie odparła broń napastnika i zapewne drasnęła go, o czym świadczył ciche sapnięcie. Znów dookoła zaległa cisza. Niepokojąca, cisnąca się zewsząd cisza.  Kaptur zsunął się z głowy Ayreene, gdy ta przykucnęła nieznacznie szykując stawy do skoku. Im szybciej uda jej się zakończyć ten nierówny pojedynek, tym lepiej. Znów dosłyszała cichy stukot na chwilę przed nastąpieniem ataku. Przygotowana na podobne zdarzenia błyskawicznie wybiła się z ziemi tnąc na oślep powietrze klingą. Wreszcie trafiła. Wrzask, niski i pełen cierpienia. Nie marnując więcej czasu ponowiła pchnięcie znając już względne położenie przeciwnika. Krzyk ponowił się, tym razem silniejszy. Po kilku następnych ciosach nie dosłyszała już niczego. Najmniejszego jęku, czy choćby powietrza ulatującego ze świstem z ciała pokonanego. Uniosła się z ziemi prostując dumnie plecy. Otarła wierzchem dłoni własną krew i skrzywiła się z niesmakiem zauważając rozcięcie poprowadzone po skosie na jej lewym ramieniu. Trafiona dwa razy. Pomaszerowała w stronę pierwszego lepszego pokoju natrafiając na starą, podniszczoną sofę. Przetarła zabrudzoną od krwi broń o przegniły materiał i na powrót wsunęła ją za pas. Naciągnęła czarny kaptur na głowę i pospiesznie opuściła dom. Czym mogła być ta istota? To, i podobne pytanie kłębiły się w jej głowie przez właściwie całą drogę na zachód. Zawędrowała daleko poza granice ojczystych terenów, jednak jej to nie przeszkadzało. Londyn póki co jej sprzyjał. Żadnych łowców na drodze, parę zleceń, stały dopływ energii. Zatrzymała się nagle czując osobliwy chłód łączący się z cichym szelestem. Szelest nie mógł być realnym, zdawać by się mogło, że brzmiał wyłącznie wewnątrz umysłu czarownicy. Przybierał na sile z chwili na chwilę, a potem umilkł. Znała skądś tą sztuczkę, jednak sama nigdy jej nie opanowała.
- Odejdź, póki jesteś w stanie zrobić to samodzielnie. – Mruknęła jadowicie w pustkę.
- Nie bądź już taka niemiła. – Odpowiedział jej przeciągły, niski głos, w którym pobrzmiewała ironiczna nutka. Ten głos również dudnił w jej głowie niemal ogłuszając dziewczynę.
- Nie bądź taki tchórzliwy, i zamiast zatruwać mi swoimi wydumanymi sztuczkami pokaż się. – Prychnęła chłodno w odpowiedzi. Ucisk wewnątrz czaski ustąpił i usłyszała jeden, stanowczy szelest, który tym razem był wręcz namacalny. Dobiegał z zarośli znajdujących się tuż za nią. Zawróciła błyskawicznie na pięcie dobywając w biegu sztyletu, a nim postać wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny całkowicie wysunęła się z cienia broń spoczywała tuż przy jego gardle. Ten jednak był przygotowany i w właściwie dokładnie tym samym czasie wykonał ruch ten sam, co ona. Stali naprzeciwko siebie w bezruchu ograniczając się wzajemnie ostrzami przystawionymi do szyi. Ayreene nienawidziła go całym sercem, a jednak nie mogła zdobyć się na żaden ruch. Mimo iż pozbawił jej babkę życia nadal pozostawał jej mistrzem, o wiele bardziej doświadczonym od niej samej. W tym starciu nie miałaby prawie żadnych szans. Grymas irytacji przebiegł po twarzy kobiety. Mężczyzna natomiast uśmiechał się pobłażliwie z pogodnym, nieco ironicznym błyskiem w oku. Bez oporów cofnął broń.
- No, weź już tę zabawkę, zanim komuś stanie się krzywda. – Jego wargi ciągle uginały się w lekkim uśmiechu, który nie zbladł nawet na chwilę, gdy ostrze gwałtownie przesunęło się w dół po jego szyi rozcinając ją powierzchownie. Pozostawiając ten delikatny ślad Ayreene również wsunęła broń za pas.
- Jeśli ktokolwiek miałby tu ucierpieć, to wyłącznie Ty. – Syknęła przez zęby i odwróciła się do niego plecami ruszając w dalszą drogę. Mężczyzna niezrażony ciągle podążał tuż przy jej boku ze stałym uśmieszkiem.
- I co? – Zaśmiał się gardłowo. – Zabiłabyś mnie?
- Jakby nadarzyła się okazja. – Odparła rzeczowo nie zaszczycając go nawet szybkim spojrzeniem. Zatrzymała się w końcu i spojrzała na niego z nieskrywaną już złością. – Po coś tu przyszedł? – Fuknęła niczym rozjuszona kotka zaciskając wargi w wąską linię.
- Chciałem tylko przekazać, że klany się rozpadły. Deaveggner’owie również. Nie masz już po co wracać.
- I myślisz, że się tym załamię i pognam na ślepo do Irlandii, by poskładać moją „niby rodzinę”? – Nakreśliła palcami w powietrzu wymowny cudzysłów.
- Taką właśnie miałem nadzieję. – Odparł niewzruszony wyraźnie z przekonaniem, że i tym razem uda mu się dopiąć swego.
- Nadzieja matką głupich. – Warknęła cicho wiedźma i powędrowała dalej, w stronę majaczącego na horyzoncie zarysu zamku. Rzuciła jeszcze krótko na odchodnym. – Może i jestem tylko pionkiem, ale nigdy Twoim.




  Ayreene, jak większość wiedźm nie posiada nazwiska. W jego miejsce natomiast zazwyczaj wstawia nazwę klanu Irlandzkich czarownic, z którego też pochodzi. Deaveggner’owie od zawsze cieszyli się niemałym uznaniem zarówno ze strony istot magicznych, jak i w pełni śmiertelnych. Pierwsza z nich, Gloelle według legend Celtów zawarła pakt z samym Diabłem, ucieleśnieniem zła we własnej osobie. Ofiarowała mu duszę, zarówno własną, jak i każdego jej potomka (co tyczy się nawet Ree narodzonej setki lat później) w zamian za udzielanie klanowi własnych mocy. Obecnie wiedźma ma zasłużone 23 lata życia. Pierwsze 13 pod okiem babki (zamordowanej przez jej obecnego wroga, który niegdyś zajmował się doskonaleniem jej sztuk walki, przez co otrzymała wymieniony dalej przywilej), następne siedem lat trenowała samopas szczycąc się dumnym mianem wiedźmy zabójczyni swojego klanu. Powołana została dożywotnio, jednak nim zdążyła się nacieszyć zdobytym tytułem przyszło jej uciekać z rodzinnych stron. Mimo potęgi od lat przypisywanej Deaveggner’om łowców było zbyt wielu, a najemnicy im towarzyszący mimo słabych umysłów nieodpornych na ich moce poczęli panoszyć się po terenach należących do klanu grabiąc wszystko, co mogło mieć jakąkolwiek wartość. Właśnie ucieczką Ayreene uraziła własną, dotychczas nieskalaną dumę. 

  Trzyma się swojego „Kodeksu Honorowego” jak rzep psiego ogona. Nie odpuszcza, zawsze dopina swego, zawsze doprowadza do pomsty uprzednich porażek. Im silniejszy przeciwnik, tym większa satysfakcja jej towarzyszy przy nierzadkich starciach. Mimo braku litości nie jest wyłącznie maszyną zaprogramowaną do mordowania. Potrafi również logicznie łączyć fakty i dochodzić do słusznych wniosków kierując się często pomijanymi drobiazgami. Obdarzona również została ciekawym darem, który tworzy silną więź między nią, a wszelkimi ptakami. Co się tyczy wyglądu Ree jest średniego wzrostu i raczej delikatnej budowy, przez co bardzo często stwarza pozory bezbronności. Posiada dość atrakcyjne kształty, które raz czy drugi pomogły jej podstępom się powieść. Jasnoszare oczy i sięgające za pas blond włosy wyglądają niemal abstrakcyjnie w połączeniu z licznymi zestawami broni, które zwykła zawsze nosić przy sobie. Dzięki wiedźmim mocom potrafi nieznacznie zmieniać swój wygląd, jak np. zabarwienie tęczówek, czy włosów. Stałym elementem jej ubioru jest rzemyk z przewieszonym przezeń złotym pentagramem. Zwykle widzieć ją można w luźnych dżinsach i klasycznych, zwykle czarnych koszulkach. Ceni sobie wygodę, więc makijaż i podobne dodatki odstawia na półkę nietykanych. Posiada również wiele skórzanych pasów zaopatrzonych w pochwy kryjące w sobie wiecznie zaostrzoną broń. W swoim skromnym ekwipunku posiada jeszcze parę starych  ksiąg - rodzinne pamiątki.

4 września 2012

The bird of Hermes is my name, eating my wings to make me tame

Sange Moarte|Czarnoksiężnik z Rumunii|35 lat

     Zwykli ludzie oddaliby za to duszę, a władcy wszystkie pieniądze i władzę. Mogą to mieć tylko ci, którzy się z tym urodzili, albo nikt. Nie sposób to zdobyć, kupić, wymienić za coś. Są drogi, które prowadzą do tego, ale są zbyt długie, by przejść je w ciągu całego życia. Byli tacy, którzy byli bardzo blisko, ale ich pewność siebie zaprowadziła tych ludzi prosto w piekielne płomienie, albo prosto w nicość. Jednak... wśród nich znaleźli się też ci, którzy osiągnęli to, a Czarnoksiężnik z Rumunii nazywany Iadul Slujitor (Piekielny Sługa, Sługa Diabła) zamierza zasiąść w tym zaszczytnym gronie. Ma plan i wie jak go wykonać, jednak minie wiele lat zanim uda mu się go osiągnąć, a Sange nie jest coraz młodszy.
     Prawie całe życie spędził na samodoskonaleniu się oraz zdobywaniu coraz większej wiedzy i potęgi. Pomniejsi ludzie którzy zajmują się magią drżą słysząc jego imię i nazwisko, a ci silniejsi marzą o zmierzeniu się z nim. Mimo tego osiągnął tylko małą część tego co pragnie. Im więcej jej ma, tym więcej chce.
     Mimo tego, że jest człowiekiem bardzo dumnym, pełnym pychy, chciwości i zawiści to nie pokazuje tego, nie chce rozgłosu, bo tylko ten może mu przeszkodzić w drodze do wieczności. W zwykłych kontaktach międzyludzkich jest bardzo stonowany i raczej uczciwy, jednak nie całkiem do końca. Raczej jest samotnikiem, chociaż w życiu posiadał osoby mu bliskie, ale tylko bliskie. Nie dane mu było zaznać miłości, nawet jej nie pragnie. Mimo tego jednak, po tylu latach brnięciu przez życie samemu pragnie kogoś, kto by mu towarzyszył, kogoś kogo mógłby nauczyć wszystkiego co wie. Temu właśnie pragnie ucznia, ucznia czarnoksiężnika, który byłby wierny jego ideom i jemu samemu, a dla kogo mógłby być mentorem i ojcem.
     Z racji tego, że nie prowadzi zbyt energicznego trybu życia, to nie jest zbyt umięśnionym mężczyzną, a z kondycją też nie najlepiej. Jest za to wysoki, 191 cm. Jako człowiek pałający się magią uwielbia być obwieszony biżuterią, jednak to też wymóg konieczny. Pierścienie, łańcuszki i inne tego typu to zazwyczaj przedmioty z mocą obronną, bądź artefakty. Ale one i tak nawet nie wystarczają, by podnieść swoje "statystyki", jeżeli można tak to nazwać. Jego całe ciało, prócz tych widocznych części, jest pokryte tatuażami i drobną skaryfikacją. Są to w większości runy obronne, ale też inne symbole. Jak to czarnoksiężnik, uwielbia czarne i ciemne kolory, jednak i tak prawie zawsze towarzyszą mu czarne kolory. A są to koszule z wysokimi kołnierzami, do wyjścia zazwyczaj płaszcz. Na nogach nosi dwie pary różnych butów, zależnie od sytuacji, jedne to czarne lakierowane skórzane półbuty z lekkim czubem, a drugie to mocno okute metalowymi częściami buty sięgające niedaleko kolana.

Triple soul in one body.


Caramaye|Shunkaha Napin|Kobieta|Wilkołak|21|Plemię Lakotów

Jej imię brzmi Caramaye. Nazwiska nie posiada, bo po co jej. W wiosce Lakotów, gdzie się wychowała, Wódz nadał jej przydomek Shunkaha Napin, co w ich języku tłumaczy się jako Wilczy Naszyjnik. Czemu akurat tak, dowiecie się w swoim czasie. Z wyglądu wysoka (178 cm) dziewczyna, o długich falujących włosach koloru cynamonu i zielonych oczach okolonych długimi, gęstymi rzęsami. Charakterem, spokojna, zrównoważona, jednak lubiąca zaszaleć. W jaki sposób? Z pewnością się dowiesz. Jest odważna, mądra, spontaniczna. Zawsze mówi prawdę. Jest szczera aż do bólu, ale nie nadużywa tego. Ma romantyczną duszę. Mężczyźni mają prostą drogę do jej serca. Ale niech się zdarzy, że zostanie skrzywdzona, wtedy bieda im. Staje się mściwa i bezlitosna. Wychodzą z niej najgorsze cechy. Lepiej jej nie podpaść. Resztę pewnie poznasz z upływem czasu.
Mimo, że w jej żyłach nie płynie indiańska krew, ona w pełni czuje się Indianką. Dlaczego?

Jeden z wojowników o dźwięcznym imieniu Tatanka Ohitika (Odważny Byk) znalazł ją w spalonej przez inne plemię wiosce białych. Leżała w wiklinowym koszyku i kwiliła. Cudem przeżyła. Mężczyzna zabrał ją i poszedł do wigwamu Wodza. Pokazał zawiniątko. Zapadła decyzja. Tatanka Ohitika i jego żona będą się opiekować małą...

I tak Caramaye wyrosła na śliczną dziewczynę. Jednak wcale nie interesowało jej wyprawianie skór, szycie koszul i pranie brudnych ubrań w potoku. Wolała całymi dniami jeździć po preriach konno, strzelać z łuku i polować. Częstokroć była lepsza od nich. Była isntym utrapieniem przybranych rodziców. Ale kochali ją bardzo. Ojciec za zgodą Wodza uczył Mayę nowych rzeczy. Zabierał ją na dalekie wyprawy i opowiadał różne historie. Chłonęła je jak gąbka. Nie mogła się doczekać następnej i następnej...i tak upływały lata, aż nadeszły 17 urodziny Mayi...

W letnią noc, gdy oświetlał księżyc w pełni, odbył się Rytuał Przejścia. Caramaye musiała udowodnić, że nie jest już dziewczynką tylko dojrzałą kobietą. I to jeszcze na dodatek wojownikiem...kiedy ukończy wszystko pozytywnie, Wódz przydzieli jej ducha.
Maya została wojowniczką, dzięki swej odwadze, mądrości i sile. Nadeszła pora na najważniejszą część rytuału. Była podekscytowana. Na środku wioski paliło się wielkie ognisko. Przy nim siedział Wódz, Rada Plemienia i Wojownicy. Tatanka Ohitika przyprowadził Mayę. Rada zaczęła przemawiać...potem zaczęły się pieśni. Najstarszy z Rady zaczął coś wrzucać do ogniska. Dziewczyna dziwnie się poczuła. Zapadła w dziwny trans. Gdy tak leżała, nagle nad nią pojawiły się duchy różnych zwierząt: jeleni, bizonów, zajęcy, wilków. Jeden z nich wyraźnie się zbliżał do nieprzytomnie leżącej Caramaye. Był to szary wilk. Ale coś było nie tak, bo za nim podążał arktyczny o srebrnej sierści. Oba w tym samym czasie wniknęły w Carę. Jeden i drugi miały w pyskach naszyjniki...

Gdy odzyskała przytomność, podniosła się z ziemi i potrząsnęła głową. Szumiało jej w uszach. Spojrzała najpierw na Wodza, potem na Radę Plemieną, a na końcu na swego Ojca. Nie wiedziała co do końca się stało. Miał być jeden duch, a wniknęły w nią dwa. Spojrzała na swoją pierś...Naszyjniki. Nazaku (Odwaga) i Malayupe (Przypadek).

Dopiero później miała okazję się przekonać, że może zmieniać swoją formę. Zależało to od okoliczności. Raz przybierała postać szarego, a raz arktycznego wilka. Przydarzyło jej się to, gdy wyruszyła na wyprawę. Opuściła wioskę Indian Lakota. Swoją rodzinę. Była ciekawa świata. Obiecała jednak, że wróci...Obietnicy zamierzała dotrzymać.
Wróciła...ale nie zastała nic. Z wioski została kupa popiołu. Zsiadła z konia i opadła na kolana w miejscu, gdzie stał wigwam, w którym mieszkała. Ze łzami w oczach zaczęła grzebać dłońmi w popiele. Nagle natknęły się na jakiś przedmiot. Wyjęła go. Był to nóż ojca. Przeszukała resztę zgliszcz. I tak znalazła sporo przedmiotów, które należały do członków Plemienia. Pamiątki po tragicznie zmarłych. No cóż historia lubi zataczać swe koło. I niestety ją to spotkało. Straciła dwa razy rodziców.

21 letnia dziewczyna przemierzała równiny, góry i lasy w podróży życia. W siodle była już od kilku dni...Z gór zjechała w jakąś nieprzebytą knieję. Ogier szedł nitką wąskiego traktu, który wił się między drzewami. Nagle Cara dostrzegła majaczący w oddali mur. Spięła konia i pojechała w tamtą stronę. Jakie było jej zdziwienie, gdy trafiła do wielkiego zamczyska. Wjechała na dziedziniec i spojrzała w górę na wieże, baszty i flanki...I tak oto znalazła się w Hope for Magic.

Bruklang - ogier Caramaye. Jest do niego bardzo przywiązana.
Tayoos - znalazłam go, gdy spacerowałam po lesie. Postanowiłam się zaopiekować malcem.

(Witam serdecznie. Karta może troszkę ulec zmianie. Jeśli chodzi o wątki, to jestem chętna. Wystarczy zacząć)

Though I'm closer to wrong, I'm no further from right.



MEGAN MADLOCK
Zmora / Mara nocna
Współwłaścicielka
23 lata

- Megi, masz gościa!
Głośny, męski głos wybił Megan Madlock z zamyślenia. Szybkim, nieco niedbałym ruchem ręki odgarnęła z oczu spadającą na nie jasną grzywkę. Leniwie podniosła się z fotela i ruszyła w kierunku drzwi wejściowych, przy których stało dwóch mężczyzn. Jednego z nich dobrze znała - to był Nick, jej współlokator. Nie miała pojęcia, kim jest drugi z nich, ale miała wrażenie, że gdzieś go już widziała. Kiedy znalazła się już blisko nich, Nick bez słowa wycofał się do swojego pokoju.
- Witaj, kimkolwiek jesteś. - Mruknęła w jego kierunku, nieznacznie marszcząc brwi. Wiedziała, że nie powinna wpuszczać go do środka, ale ten sam wszedł do korytarza i zamknął za sobą drzwi, nie zważając na speszenie dziewczyny.
- Ty jesteś Megan Madlock, mam rację? Szukam Cię od kilku miesięcy! Że też ten piekielny dziadek nie mógł podać adresu. Powiedział tylko, że mam Cię szukać gdzieś w Londynie. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że postanowisz zamieszkać w tak dużym mieście. A ten stary pryk zawsze uwielbiał komplikować mi życie, teraz nawet mi tego brakuje... - Powiedział w jej kierunku , krzyżując ramiona na piersi i opierając się bokiem o ścianę korytarza.
Kobieta nie wiedziała co o tym myśleć, zaskoczyły ją tak szczere słowa gościa. Była pełna złych przeczuć, jednak nie wiedziała jak ma zareagować, gwałtownie potrząsnęła głową i złapała go za rękaw, ciągnąc w kierunku jednego z pokoi. Nie chciała rozmawiać z nim w korytarzu, Nick mógł usłyszeć coś, o czym nie mógł się dowiedzieć. Nie bała się przybysza, ale wzięła go za swojego wroga i postanowiła trochę go wypytać. Ostatnimi czasy czuła się wyjątkowo źle, a łowcy zaczepiali ją wyjątkowo często, a teraz wydawało jej się, że nadarzyła się okazja do zdobycia nowych informacji. W końcu znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu wyklejonym różnorodnymi plakatami, które uchodziło za pokój Megan. Na twarzy nieznajomego wciąż widniał nieco głupkowaty uśmieszek, jednak o nic już nie pytał, niczego nie mówił. Był bardzo pewny siebie, a dziewczyna nie miała pojęcia czego tak naprawdę od niej oczekuje. Zdarzało się jej, że łowcy brali ją pod włos i próbowali omotać, ale ten człowiek był zupełnie inny. Postanowiła jednak zignorować tą myśl i odsunęła się od niego, podeszła do jednej z szafek i wyciągnęła z niej jakiś drobiazg, jednak gość nie miał okazji się mu przyjrzeć. Możliwe nawet, że nie go to nie obchodziło. Cierpliwie czekał na jej odpowiedź, stojąc w takiej samej pozycji jak w korytarzu. Megan w mgnieniu oka znalazła się tuż przy nim, człowiek nie zdołałby zrobić tego tak szybko. Nie zastanawiając się nad niczym, uderzyła pięścią w brzuch mężczyzny, po czym szybko chwyciła za jego nadgarstek i wykręciła go do tyłu, opierając o ścianę. Długie paznokcie wbiły się w dłoń 'ofiary', podtrzymując ją w jednym miejscu przy ścianie. W międzyczasie wysunęła z kieszeni zdobyty wcześniej sztylet i wolną ręką przysunęła go do gardła gościa. Wszystko to działo się bardzo szybko, w przeciągu zaledwie kilku sekund. Kobieta wiedziała, że musi zrobić to szybko, bo bez wątpienia był od niej silniejszy. Nie mogła używać magii. Nie w tamtym miejscu, okoliczne wtyki od razy by to wyczuły. 
- Mów, psie, kto cię przysłał i ile zapłacił. - Mruknęła przez zęby, wbijając w jego oczy stalowe spojrzenie. Wcale nie dziwiło ją to, że kolejna osoba może pragnąć jej głowy.
Słysząc te słowa, mężczyzna widocznie się speszył. Nie spodziewał się, że Megan może zareagować w ten sposób. Był pewien, że w końcu go rozpozna, w końcu dorastali razem. Teraz wiedział, że nie powinien tak myśleć, przecież nie widzieli się od lat. W dodatku widział, że nie jest w najlepszym stanie, była widocznie zmęczona całą tą sytuacją. Westchnął cicho i spojrzał w jej oczy.
- Nie psie, tylko kuzynie. Jestem Alex. Alex Gaskarth. Teraz kojarzysz? - Mruknął cicho, ale stanowczo. - Po drugie, nikt mi nie zapłacił. A przysłał mnie nasz dziadek, Kochana. I weź ten sztylet, on nic nie może mi zrobić. Bo nie jestem człowiekiem, tak samo jak Ty, Megan.- Dodał po chwili, wyswobadzając rękę z jej uścisku. Zadrapania po paznokciach dziewczyny błyskawicznie się zagoiły, uśmiechnął się pod nosem.
- Alex...? - Zapytała cicho, jakby nie wierząc w jego słowa. Zagryzła mocno wargi, odsuwając ostrze sztyletu od jego szyi. - Przepraszam... Myślałam, że jesteś jednym z łowców, że ty też pragniesz mojej śmierci... Ostatnio miałam dziwne wizje, dużo krwi. Nie jestem w formie...
- Spokojnie, nie gniewam się. Wiem jaka jest sytuacja, tym bardziej nie powinnaś tu przebywać. A te wizje... - Zaczął cicho, marszcząc brwi. W końcu wziął głębszy oddech i kontynuował. - Miałaś wizje, bo dopadli Mistrza. Dziadek nie żyje. Zostaliśmy sami, wybili całą naszą rodzinę. Nie wiem ilu nas zostało, większość przechodzi na drugą stronę. Dostaliśmy w spadku zamek i trochę ziemi, sama wiesz gdzie. Musimy stworzyć bezpieczne miejsce dla magicznych, inaczej pozdychamy jak psy. Jakiś czas temu porozstawiałem bariery wokół tamtego miejsca, jest czysto. Pomożesz mi jeszcze w kilku rzeczach i będziemy mogli przyjmować innych. Zanim zbierzemy wystarczającą liczbę ludzi, musimy pozostać w ukryciu. Przyjechałem tu po to, żeby cię stąd zabrać. Pakuj się, Megi. - Powiedział niechętnie, starannie dobierając każde słowo. Mówił całkiem poważnie, dziewczyna nie mogła mieć co do tego żadnych wątpliwości.
 
____________________________



Megan Madlock... Zapewne nic Ci to nie mówi, mam rację? Zacznijmy od tego, że jest dwudziestotrzyletnią kobietą. Fizycznie dwudziestotrzyletnią. Często przyciąga spojrzenia, natura obdarzyła ją dość zjawiskową urodą, z czego nauczyła się korzystać. Jest dość wysoka i szczupła, co nie pozbawia jej kobiecości. Długie, kruczoczarne włosy zazwyczaj pozostawia w nieładzie, tylko na szczególne okazje upina je w luźny kok albo warkocz. Zazwyczaj ubiera się w jeansy i jakiś luźny podkoszulek, zawsze ma jakiś skórzany dodatek. Potrafi ubrać się wyzywająco, umie podkreślić swoje atuty i często to robi, uwielbia, kiedy patrzą na nią z pożądaniem. Kocha piercing, ale sama ogranicza się do kilku kolczyków - w pępku, wardze. No i trzy tatuaże. Tajemniczy wzór biegnący od jej prawego ramienia aż po lewe biodro, pentagram na szyi i coś jeszcze, czego nikt nigdy nie widział i prawdopodobnie nikt nie ujrzy. Charakter? Cyniczna, irytująca suka. Tak uważa większość jej znajomych i całkiem możliwe, że tak jest naprawdę. Ale jej to nie obchodzi. Ma gdzieś to, co o niej myślą, mówią i jak ją traktują. Zdarza się jej robić komuś fałszywą nadzieję, patrzenie na czyjeś rozczarowanie sprawia jej przyjemność. Megan zna swoją wartość, jest pewna swoich umiejętności i nikt nie jest w stanie tego zmienić. Nawet jeśli uda ci się ją pokonać czy poniżyć, szybko się podniesie i ci odda, o ile będzie czuła się na siłach. A jeśli nie będzie czuła się na siłach, będzie ćwiczyć i rozwijać swoje umiejętności, aż będzie dla ciebie godnym przeciwnikiem. Nigdy nie nadstawi drugiego policzka i nie zaniecha zemsty, na każdego patrzy z dziwną wyższością. Zachowuje się wyzywająco, czasem nawet prowokuje innych, bawi się nimi. Sprawia wrażenie chłodnej i raczej niedostępnej osoby, jednak to nie do końca prawda. Potrafi być uprzejma, ale chyba nikt tego od niej nie oczekuje. Jest przyzwyczajona do samotności, nie wie jak to jest mieć prawdziwych przyjaciół, partnera. Gdzieś w głębi jej duszy czai się pragnienie bycia kochaną, jednak jak dotąd nikt nie odważył się do niej zbliżyć. Sama się temu nie dziwi. To dla niej bardziej niż oczywiste, że nie zasługuje na miłość.

Megan to mara, istota półdemoniczna żywiąca się krwią śpiących. Dziwne, prawda? Dla niej to co najmniej normalne, przecież zawsze taka była. Jak zdobywa 'pokarm'? Zazwyczaj po prostu włamuje się do mieszkań i szuka jakiejś sypialni. To proste, bo czuje śpiącego z dość dużej odległości. Sadowi się na piersiach człowieka, przyciska jego piersi kolanami i powoduje uderzenie krwi do głowy. Ofiara powoli traci oddech, wtedy kobieta nacina zębami jej skroń bądź szyję i wysysa krew. Człowiek traci siły i energię, które później odzyskuje w naturalny sposób. Zdarza się jej zabić żywiciela, robi to dla zabawy. Jednak kiedy jest wyjątkowo wygłodzona, nie panuje nad sobą i nie ma możliwości, żeby nie zabiła. Czasem męczy kogoś przez długi czas, przychodząc do niego co noc. Cóż, zawsze była złośliwa. A jak to możliwe, że od tak po prostu wchodzi do czyjegoś domu czy mieszkania, nawet jeśli jest zamknięte na cztery spusty? Otóż mary mają tą specyficzną umiejętność otwierania każdych drzwi. Co prawda jest kilka sposobów na jej zatrzymanie, ale zwykli śmiertelnicy nie mają o tym pojęcia. A sama Megan utrzymuje, że potrafi otworzyć wszystko. I do tej pory żadne wrota się jej nie oparły. A jak została marą? Jej rodzina zawsze miała coś wspólnego z magią, zdarzały się wilkołaki, wiedźmy czy demony. Jest siódmą córką Mary i Ralpha Madlock, dlatego spadł na nią ciężar zmorowatości. Pomimo tego, że jest tym kim jest, siedzi w niej krew wilkołaków i m. in. dlatego ma nieco ciemniejszą skórę niż inne zmory. I potrafi więcej niż przeciętna zmora. Jest silniejsza i zdolna do rzucania zaklęć. Poza tym potrafi zmienić się w wilka, czego mary zwykle nie umieją. Do tego dochodzi przemiana w kota, mysz i kilka przedmiotów martwych. Ale nikt nie wie w jakie, bo nikomu tego nie powiedziała.