_______________________________

To niezwykłe miejsce, tu nie znajdziesz ludzi tylko...no właśnie. Kogo?

Musiałeś bardzo długo wędrować, skoro dostałeś się aż tutaj. Z początku miejsce nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ot zwykłe rozległe tereny otoczone ogromnymi, starymi drzewami, które wkradają się swymi cieniami w najmniejsze zakamarki. Idziesz krętymi ścieżkami i tak na prawdę nie wiesz, gdzie Cię one powiodą. Podróżując tędy możesz natrafić na wszystko: bujne lasy, jeziora, urwiska, uroczyska. Nawet do wiekowego parku, w którym spotkać możesz nieznajomych. Panuje tu pokój, szacunek i wolność. W sercu tego wszystkiego stoi wielkie zamczysko. Stajesz przed nim i myślisz, iż pewnie jest opuszczone. Ale to tylko pozory, bo mury tej budowli tętnią życiem i są przesiąknięte magią...

Zajrzysz do środka? A może zostaniesz na dłużej? Jednak wiedz, że tutaj królują stworzenia magiczne, które zwykłych ludzi nie tolerują...

_______________________________

6 września 2012

Kill... or be killed.


  Wilgoć unosząca się leniwie w powietrzu zwiastowała rychłe nadejście deszczy. Zakapturzona postać raz po raz unosiła spojrzenie w stronę sklepienia nieba, na którym to zaczęły gromadzić się coraz gęstsze, ciemne chmury. Maszerowała brukowanymi uliczkami niezrażona warunkami pogodowymi i wreszcie przystanęła dwie przecznice dalej przed stalową furtką naznaczoną licznymi rysami. Domek otoczony czarnym płotkiem popadał już w ruinę. Kto by zlecał morderstwo na właściciela tej rudery? Bez namysłu postać przekroczyła furtkę i ruszyła w stronę domu. Drzwi ustąpiły pod naporem jej dłoni wydając przeraźliwe dźwięki świadczące, że dawno nikomu nie chciało się ich naoliwić. Delikatne światełko sączące  się z zakurzonej lampy nagle błysnęło i zniknęło zalewając wiedźmę nieprzeniknioną ciemnością. Minęła chwila nim jej wzrok przywykł do panującego mroku, a jednak ta pozornie krótka chwila przypłacona została silnym ciosem w skroń. Kobieta błyskawicznie schyliła się w obawie przed nastąpieniem kolejnego i czując spływającą powoli po boku krew zaklęła cicho pod nosem. Nie czekając chwili dłużej wysunęła zza pasa wąskie, zakrzywione ostrze i czmychnęła w bok przylegając plecami do ściany. Czymkolwiek było jej nowe zlecenie w ciemnościach miało o wiele większe pole do popisu. Znów nastąpił atak. Tym razem kierując się odgłosami kroków dziewczyna zręcznie odparła broń napastnika i zapewne drasnęła go, o czym świadczył ciche sapnięcie. Znów dookoła zaległa cisza. Niepokojąca, cisnąca się zewsząd cisza.  Kaptur zsunął się z głowy Ayreene, gdy ta przykucnęła nieznacznie szykując stawy do skoku. Im szybciej uda jej się zakończyć ten nierówny pojedynek, tym lepiej. Znów dosłyszała cichy stukot na chwilę przed nastąpieniem ataku. Przygotowana na podobne zdarzenia błyskawicznie wybiła się z ziemi tnąc na oślep powietrze klingą. Wreszcie trafiła. Wrzask, niski i pełen cierpienia. Nie marnując więcej czasu ponowiła pchnięcie znając już względne położenie przeciwnika. Krzyk ponowił się, tym razem silniejszy. Po kilku następnych ciosach nie dosłyszała już niczego. Najmniejszego jęku, czy choćby powietrza ulatującego ze świstem z ciała pokonanego. Uniosła się z ziemi prostując dumnie plecy. Otarła wierzchem dłoni własną krew i skrzywiła się z niesmakiem zauważając rozcięcie poprowadzone po skosie na jej lewym ramieniu. Trafiona dwa razy. Pomaszerowała w stronę pierwszego lepszego pokoju natrafiając na starą, podniszczoną sofę. Przetarła zabrudzoną od krwi broń o przegniły materiał i na powrót wsunęła ją za pas. Naciągnęła czarny kaptur na głowę i pospiesznie opuściła dom. Czym mogła być ta istota? To, i podobne pytanie kłębiły się w jej głowie przez właściwie całą drogę na zachód. Zawędrowała daleko poza granice ojczystych terenów, jednak jej to nie przeszkadzało. Londyn póki co jej sprzyjał. Żadnych łowców na drodze, parę zleceń, stały dopływ energii. Zatrzymała się nagle czując osobliwy chłód łączący się z cichym szelestem. Szelest nie mógł być realnym, zdawać by się mogło, że brzmiał wyłącznie wewnątrz umysłu czarownicy. Przybierał na sile z chwili na chwilę, a potem umilkł. Znała skądś tą sztuczkę, jednak sama nigdy jej nie opanowała.
- Odejdź, póki jesteś w stanie zrobić to samodzielnie. – Mruknęła jadowicie w pustkę.
- Nie bądź już taka niemiła. – Odpowiedział jej przeciągły, niski głos, w którym pobrzmiewała ironiczna nutka. Ten głos również dudnił w jej głowie niemal ogłuszając dziewczynę.
- Nie bądź taki tchórzliwy, i zamiast zatruwać mi swoimi wydumanymi sztuczkami pokaż się. – Prychnęła chłodno w odpowiedzi. Ucisk wewnątrz czaski ustąpił i usłyszała jeden, stanowczy szelest, który tym razem był wręcz namacalny. Dobiegał z zarośli znajdujących się tuż za nią. Zawróciła błyskawicznie na pięcie dobywając w biegu sztyletu, a nim postać wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny całkowicie wysunęła się z cienia broń spoczywała tuż przy jego gardle. Ten jednak był przygotowany i w właściwie dokładnie tym samym czasie wykonał ruch ten sam, co ona. Stali naprzeciwko siebie w bezruchu ograniczając się wzajemnie ostrzami przystawionymi do szyi. Ayreene nienawidziła go całym sercem, a jednak nie mogła zdobyć się na żaden ruch. Mimo iż pozbawił jej babkę życia nadal pozostawał jej mistrzem, o wiele bardziej doświadczonym od niej samej. W tym starciu nie miałaby prawie żadnych szans. Grymas irytacji przebiegł po twarzy kobiety. Mężczyzna natomiast uśmiechał się pobłażliwie z pogodnym, nieco ironicznym błyskiem w oku. Bez oporów cofnął broń.
- No, weź już tę zabawkę, zanim komuś stanie się krzywda. – Jego wargi ciągle uginały się w lekkim uśmiechu, który nie zbladł nawet na chwilę, gdy ostrze gwałtownie przesunęło się w dół po jego szyi rozcinając ją powierzchownie. Pozostawiając ten delikatny ślad Ayreene również wsunęła broń za pas.
- Jeśli ktokolwiek miałby tu ucierpieć, to wyłącznie Ty. – Syknęła przez zęby i odwróciła się do niego plecami ruszając w dalszą drogę. Mężczyzna niezrażony ciągle podążał tuż przy jej boku ze stałym uśmieszkiem.
- I co? – Zaśmiał się gardłowo. – Zabiłabyś mnie?
- Jakby nadarzyła się okazja. – Odparła rzeczowo nie zaszczycając go nawet szybkim spojrzeniem. Zatrzymała się w końcu i spojrzała na niego z nieskrywaną już złością. – Po coś tu przyszedł? – Fuknęła niczym rozjuszona kotka zaciskając wargi w wąską linię.
- Chciałem tylko przekazać, że klany się rozpadły. Deaveggner’owie również. Nie masz już po co wracać.
- I myślisz, że się tym załamię i pognam na ślepo do Irlandii, by poskładać moją „niby rodzinę”? – Nakreśliła palcami w powietrzu wymowny cudzysłów.
- Taką właśnie miałem nadzieję. – Odparł niewzruszony wyraźnie z przekonaniem, że i tym razem uda mu się dopiąć swego.
- Nadzieja matką głupich. – Warknęła cicho wiedźma i powędrowała dalej, w stronę majaczącego na horyzoncie zarysu zamku. Rzuciła jeszcze krótko na odchodnym. – Może i jestem tylko pionkiem, ale nigdy Twoim.




  Ayreene, jak większość wiedźm nie posiada nazwiska. W jego miejsce natomiast zazwyczaj wstawia nazwę klanu Irlandzkich czarownic, z którego też pochodzi. Deaveggner’owie od zawsze cieszyli się niemałym uznaniem zarówno ze strony istot magicznych, jak i w pełni śmiertelnych. Pierwsza z nich, Gloelle według legend Celtów zawarła pakt z samym Diabłem, ucieleśnieniem zła we własnej osobie. Ofiarowała mu duszę, zarówno własną, jak i każdego jej potomka (co tyczy się nawet Ree narodzonej setki lat później) w zamian za udzielanie klanowi własnych mocy. Obecnie wiedźma ma zasłużone 23 lata życia. Pierwsze 13 pod okiem babki (zamordowanej przez jej obecnego wroga, który niegdyś zajmował się doskonaleniem jej sztuk walki, przez co otrzymała wymieniony dalej przywilej), następne siedem lat trenowała samopas szczycąc się dumnym mianem wiedźmy zabójczyni swojego klanu. Powołana została dożywotnio, jednak nim zdążyła się nacieszyć zdobytym tytułem przyszło jej uciekać z rodzinnych stron. Mimo potęgi od lat przypisywanej Deaveggner’om łowców było zbyt wielu, a najemnicy im towarzyszący mimo słabych umysłów nieodpornych na ich moce poczęli panoszyć się po terenach należących do klanu grabiąc wszystko, co mogło mieć jakąkolwiek wartość. Właśnie ucieczką Ayreene uraziła własną, dotychczas nieskalaną dumę. 

  Trzyma się swojego „Kodeksu Honorowego” jak rzep psiego ogona. Nie odpuszcza, zawsze dopina swego, zawsze doprowadza do pomsty uprzednich porażek. Im silniejszy przeciwnik, tym większa satysfakcja jej towarzyszy przy nierzadkich starciach. Mimo braku litości nie jest wyłącznie maszyną zaprogramowaną do mordowania. Potrafi również logicznie łączyć fakty i dochodzić do słusznych wniosków kierując się często pomijanymi drobiazgami. Obdarzona również została ciekawym darem, który tworzy silną więź między nią, a wszelkimi ptakami. Co się tyczy wyglądu Ree jest średniego wzrostu i raczej delikatnej budowy, przez co bardzo często stwarza pozory bezbronności. Posiada dość atrakcyjne kształty, które raz czy drugi pomogły jej podstępom się powieść. Jasnoszare oczy i sięgające za pas blond włosy wyglądają niemal abstrakcyjnie w połączeniu z licznymi zestawami broni, które zwykła zawsze nosić przy sobie. Dzięki wiedźmim mocom potrafi nieznacznie zmieniać swój wygląd, jak np. zabarwienie tęczówek, czy włosów. Stałym elementem jej ubioru jest rzemyk z przewieszonym przezeń złotym pentagramem. Zwykle widzieć ją można w luźnych dżinsach i klasycznych, zwykle czarnych koszulkach. Ceni sobie wygodę, więc makijaż i podobne dodatki odstawia na półkę nietykanych. Posiada również wiele skórzanych pasów zaopatrzonych w pochwy kryjące w sobie wiecznie zaostrzoną broń. W swoim skromnym ekwipunku posiada jeszcze parę starych  ksiąg - rodzinne pamiątki.

1 komentarz:

  1. Weszła do salonu i rozejrzała się automatycznie. Na jednym z foteli dojrzała znajomą postać. Była to Ree, która niedawno przybyła do zamku. Podeszła do niej - witaj. Jak się miewasz i czy podoba ci się tutaj? - przysiadła na drugim fotelu.

    OdpowiedzUsuń